Na przestrzeni ostatnich kilku lat polski organ ochrony konkurencji i konsumentów wielokrotnie zajmował się kwestią właściwej realizacji obowiązków informacyjnych przez przedsiębiorców, a konkretnie problemem czytelności przekazywanych w reklamach informacji[1]. Chodzi tu w stosowanie tzw. drobnego druczku, czyli tekstu „upchniętego” u dołu ulotki bądź ekranu, nieraz napisanego jasną czcionką na słabo kontrastującym tle, który nawet dla osoby o dobrym wzroku jest zwyczajnie nieczytelny. W przypadku reklam audiowizualnych problemem bywa też czas wyświetlania informacji, niewystarczający na odczytanie ich treści. Z uwagi na powszechność takich praktyk i związane z nimi kontrowersje zasadnym jawi się bliższe przyjrzenie zagadnieniu.

Na początku rozróżnić trzeba dwie grupy przypadków. Pierwszą stanowią reklamy, w których drobnym drukiem zapisano uzupełniające informacje o danej ofercie, których przedsiębiorca z oczywistych względów nie chce eksponować (np. dodatkowe warunki skorzystania z oferty; ograniczenie zakresu podmiotów, które mogą ją przyjąć; potrzeba zawarcia dodatkowej umowy o finansowanie sprzedaży ratalnej lub umowy ubezpieczenia itp.). Umieszczenie takich informacji w reklamie ma chronić przedsiębiorcę przed zarzutem, iż wprowadzała ona odbiorców w błąd. Choć działania takie mogą być krytycznie postrzegane przez konsumentów, to każdy przypadek oceniać trzeba indywidualnie, uwzględniając docelowych odbiorców reklamy, jej charakter oraz zastosowane medium.

Druga grupa przypadków dotyczy realizacji przez przedsiębiorcę obowiązków informacyjnych nałożonych ustawą, czyli zamieszczenia w reklamie informacji, które zgodnie z prawem muszą się w nich znaleźć. Takie obowiązki nakłada na przedsiębiorców w szczególności ustawa o kredycie konsumenckim[2]. Zgodnie z art. 7 ustawy w reklamie dotyczącej kredytu konsumenckiego zawierającej dane dotyczące kosztu takiego kredytu musi znaleźć się informacja o:

  • stopie oprocentowania kredytu, łącznie z informacją o tym, czy jest to stopa stała, zmienna czy też zastosowanie mają obydwie te stopy;
  • całkowitej kwocie kredytu;
  • rzeczywistej rocznej stopie oprocentowania.

W stosownych przypadkach kredytodawca musi nadto podać:

  • czas obowiązywania umowy;
  • całkowitą kwotę do zapłaty przez konsumenta oraz wysokość rat;
  • cenę towaru lub usługi oraz kwotę wszystkich zaliczek w przypadku umowy o kredyt przewidującej odroczenie płatności.

Artykuł 8 ustawy dodatkowo nakłada na przedsiębiorcę obowiązek przedstawienia powyższych informacji na podstawie reprezentatywnego przykładu. Co istotne, wszystkie te informacje muszą zostać podane w sposób jednoznaczny, zrozumiały i widoczny. W praktyce właściwie każda reklama kredytu zawiera dane dotyczące jego kosztów – atrakcyjność oferty dla klienta zależy bowiem właśnie od takich czynników jak odsetki, opłaty, prowizje, podatki i marże oraz koszty usług dodatkowych, jak np. ubezpieczenia, czyli wszelkie koszty, które konsument jest zobowiązany ponieść w związku z umową o kredyt. Trudności, których nastręcza powyższa regulacja, związane są jednak nie z samym zamieszczeniem wymaganych informacji, ale właśnie z owym sposobem ich przedstawienia. Przedsiębiorcy stają bowiem wobec problemu ujęcia na danym nośniku reklamowym zarówno treści perswazyjnych, na których wyeksponowaniu im zależy, jak i treści wymaganych prawem, które mogą „otrzeźwić” odbiorcę i uświadomić mu słabe strony oferty. Relatywnie duża liczba postępowań przed Prezesem UOKiK w sprawie naruszenia wymienionych obowiązków informacyjnych dowodzi, iż nie jest to bynajmniej proste zadanie.

W niedawno opublikowanej decyzji w sprawie Getin Noble Bank  Prezes UOKiK zakwestionował stosowaną przez przedsiębiorcę reklamę konsolidacyjnego kredytu konsumenckiego w formach spotu telewizyjnego, reklamy internetowej oraz ulotki. W pierwszym przypadku wymagane prawem informacje miały być wyświetlane zbyt krótko w 15-sekundowym spocie, by możliwe było ich odczytanie. Wobec reklam na wszystkich nośnikach reklamowych Prezes UOKiK stwierdził nadto zastosowanie zbyt małej czcionki. W uzasadnieniu organ wskazał, iż „nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że bank eksponował przede wszystkim informację o niższych o 5% ratach (…), odciągając uwagę widza od informacji, o których mowa w art. 7 ustawy o kredycie konsumenckim. Bank miał zatem możliwość przedstawienia pozostałych informacji wymaganych przez ustawę (…) w sposób bardziej czytelny, tak jak uczynił to z hasłem reklamowym.”

Podobny przypadek był przedmiotem decyzji Prezesa UOKiK w sprawie spółki Kreditech Polska z końca ubiegłego roku. Organ uznał w niej za praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów stosowanie reklamy telewizyjnej, w której wymagane prawem informacje były przedstawione zbyt małą, rozmazaną i za krótko wyświetlaną czcionką. W uzasadnieniu wskazano, iż czas wyświetlania informacji powinien być dostosowany do długości prezentowanego tekstu. „Wyświetlanie (…) przez np. 4 sekundy czy też z zastosowaniem nieczytelnej czcionki nie zapewnia konsumentowi możliwości zapoznania się z tymi informacjami z pełnym zrozumieniem”. Także w tej decyzji Prezes UOKiK zwrócił uwagę, iż hasła reklamowe zajmowały znaczną część ekranu i odciągały uwagę widza od wymaganych prawem informacji.

Krótka analiza powyższych decyzji pozwala na stwierdzenie, iż wymagania, jakie Prezes UOKiK stawia przedsiębiorcom reklamującym kredyty konsumenckie, są ekstremalnie wysokie. Choć wydaje się to kuriozalne, organ zdaje się oczekiwać, iż przedsiębiorca będzie przedstawiał wszystkie wymagane prawem informacje czcionką podobnej wielkości co zasadniczą, perswazyjną część komunikatu reklamowego. Zakrawa już na absurd stawianie przedsiębiorcy zarzutu, iż eksponując swoją ofertę, „odciąga uwagę konsumenta” od informacji wymaganych na podstawie przepisów ustawy. Sens gospodarczy reklamy zawiera się bowiem właśnie w przyciągnięciu uwagi do oferty, a nie w przekazywaniu wymaganych ustawą informacji. Trudno też przerzucać na przedsiębiorcę odpowiedzialność za „pełne zrozumienie” przez konsumenta treści przekazywanych mu informacji. Ustawa o kredycie konsumenckim wymaga jedynie przedstawienia informacji. Na to, czy konsument zrozumie podane mu informacje, przedsiębiorca nie ma już przecież wpływu.

Okazuje się jednak, iż taka praktyka Prezesa UOKiK odpowiada w istocie treści przepisów znowelizowanej ustawy o kredycie konsumenckim, które wejdą w życie 22 października 2017 r. Zgodnie z dodanym art. 7a informacje, o których mowa w art. 7, podaje się konsumentowi w sposób co najmniej tak samo widoczny, czytelny i słyszalny jak dane dotyczące kosztu kredytu konsumenckiego. Proporcjonalność tej regulacji jest mocno wątpliwa. Dla zapewnienia konsumentom odpowiedniego poziomu ochrony wystarczyłoby bowiem odwołanie do wartości procentowych czasu emisji, wielkości czcionki, powierzchni planszy reklamowej itp., podobnie jak w przypadku opakowań wyrobów tytoniowych. Wyeliminowałoby to najbardziej rażące przypadki manipulacji, lecz nie negowałoby sensu gospodarczego reklamy.

Także sposób sformułowania przywołanego przepisu pozostawia wiele do życzenia. W zamierzeniu ustawodawcy chodziło zapewne o zagwarantowanie, by hasło reklamowe było prezentowane w identyczny pod każdym względem sposób jak wymagane prawem informacje. Czy jednak przywołany przepis zapobiegnie eksponowaniu hasła reklamowego, a następnie podawaniu, już mniejszą czcionką, wszystkich danych dotyczących kosztu kredytu konsumenckiego oraz wymaganych prawem informacji? Nie można wykluczyć, że przedsiębiorcy będą próbowali odwołać się do takiej właśnie wykładni art. 7a. Pierwszy okres po wejściu w życie nowych przepisów będzie na pewno sprawdzianem kreatywności kredytodawców.

W tym kontekście trzeba jeszcze zapytać, czy istnieje przekonywające uzasadnienie dla nałożenia na przedsiębiorcę tak surowych obowiązków informacyjnych dotyczących reklamy kredytów konsumenckich. Inaczej ujmując: czy istnieje wystarczająco doniosły interes społeczny w tak daleko idącym ograniczeniu swobody działalności gospodarczej? Celem analizowanej regulacji jest ochrona interesów finansowych konsumentów, które uznać można za relatywnie ważne. Nasuwa się tu jednak porównanie do produktów leczniczych dostępnych bez recepty. Choć w ich przypadku przedmiotem ochrony jest zdrowie lub nawet życie pacjenta, ustawodawca za wystarczające uznaje odczytanie i zamieszczenie w reklamie ogólnej formuły ostrzegawczej oraz podanie przeciwwskazań do stosowania. Co więcej, jak dowodzi praktyka Prezesa UOKiK, na gruncie już obowiązujących przepisów możliwe jest egzekwowanie realizacji obowiązków informacyjnych w reklamie kredytu konsumenckiego. Konsumenci nie są zatem pozostawieni całkowicie bez ochrony.

Trzeba przyznać, iż sektor finansowy nie ma najlepszej prasy, jeżeli chodzi o naruszanie zbiorowych interesów konsumentów. Paradoksalnie taka sytuacja może mieć jednak pozytywny wpływ na ostateczny interes jednostki – konsumenci mają lub powinni bowiem mieć świadomość, iż należy podchodzić z największą ostrożnością do wszelkich komunikatów reklamowych dotyczących usług finansowych.

Powyższe rozważania skłaniają do refleksji, iż obecna regulacja tworzy znaczne ryzyko prawne dla przedsiębiorców działających na rynku usług finansowych. Choć ustawa nie daje konkretnych wskazówek co do sposobu realizacji obowiązku informacyjnego w reklamach kredytów konsumenckich, to Prezes UOKiK w zasadzie podchodzi do zagadnienia, jakby nowelizacja ustawy już weszła w życie. Przedsiębiorcy z branży finansowej powinni teraz pomyśleć o dostosowaniu swoich komunikatów reklamowych do nowych, jeszcze surowszych wymagań. Można się bowiem spodziewać, iż po 22 października 2017 r. organ ochrony konkurencji będzie uważnie obserwował zachowanie kredytodawców.


[1] Przykładowo: decyzja Prezesa UOKiK nr RKR-4/2017 z dnia 30 czerwca 2017 r.; decyzja Prezesa UOKiK nr RWA-9/2016 z dnia 30 grudnia 2016 r.; decyzja Prezesa UOKiK nr RKR-5/2016 z dnia 21 października 2016 r.

[2] Ustawa z dnia 12 maja 2011 r. o kredycie konsumenckim (tekst jedn.: Dz. U. z 2016 r., poz. 1528 ze zm.).