Kłamstwo ma krótkie nogi, ale bywa uprawnione
Czy kłamstwo popłaca?
Nawet dzieci wiedzą, że nie wolno kłamać. I choć serialowy dr House uczył kiedyś, że każdy kłamie, to polskie prawo jest w tej kwestii surowe. Świadek, który podczas zeznań skłamie lub nie powie prawdy, może się liczyć z perspektywą nawet 8 lat w więzieniu. Polski ustawodawca jest pod tym względem nieubłagany: w 2016 r. zaostrzył odpowiedzialność karną za składanie fałszywych zeznań. I wprowadził przepis, który do dzisiaj przyprawia prawników o solidny bóle głowy.
Prawo do obrony a sprawa polska
Chodzi o art. 233 § 1a Kodeksu karnego[1]. Od 15 kwietnia 2016 r. polskie prawo zakazuje zeznawania nieprawdy (lub zatajania prawdy) z obawy przed odpowiedzialnością karną, która grozi świadkowi lub jego najbliższym. Sprawca takiego czynu musi się liczyć z karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Zagrożenie jest mniejsze niż przy „zwykłym” fałszywym zeznaniu, ale nadal poważne. Brzmi słusznie i chwalebnie, prawda? Tyle że diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
Prawo jakie jest, każdy widzi
Założenia swoje, a praktyka swoje. Przepis, który miał „zwiększyć ochronę wymiaru sprawiedliwości”[2], prowadzi do bardzo nieprzyjemnych skutków. Dlaczego? W naszym kręgu cywilizacyjnym przyjmujemy, że każdy ma prawo do obrony w procesie karnym. To standard. Ma do niej prawo niesłusznie oskarżony o niegospodarność członek zarządu spółki. Ale ma też do niej prawo sprawca wypadku drogowego, w którym zginęło dziecko. Czy nam się to podoba, czy nie, każdy musi mieć możliwość obrony przed zarzutami karnymi. Wynika to m.in. z Konstytucji RP. Brak tego prawa to skazywanie niewinnych.
Trochę historii
Przed 2016 r. było prościej. Sąd Najwyższy przyjmował, że świadek, który umyślnie składa fałszywe zeznania odnośnie do czynu, którego jest sprawcą, nie popełnia przestępstwa. Zeznania musiały dotyczyć okoliczności, które mają znaczenie dla realizacji prawa takiego świadka do obrony[3]. Mówiąc po ludzku: świadek, który świadomie skłamał, mógł nie popełnić przestępstwa. Konieczne jednak było, żeby kłamał w obronie własnej. Żeby kłamał po to, by bronić się przed ewentualnymi zarzutami karnymi.
Nie mógł oczywiście kłamać dowolnie: fałszywe oskarżenie innej osoby nie korzystało z ochrony.
Skąd ten problem?
Za całe zamieszanie odpowiada praktyka organów ścigania. Policja i prokuratura często ulegały (i ulegają) pokusie pójścia na skróty w postępowaniu karnym. Korzystając z nałożonego na świadków obowiązku mówienia prawdy, często przesłuchuje się jako świadków osoby, o których wiadomo, że są sprawcami przestępstw. Takie osoby powinny mieć postawione zarzuty i być przesłuchane jako podejrzani. Protokołów ich zeznań (jako świadków) nie można wykorzystać na sali rozpraw. Ale mogą naprowadzić policję na inne dowody, których inaczej nie udałoby się zdobyć. Zasada równości broni? W tym przypadku była (i jest) traktowana jako fanaberia.
Nowy wspaniały świat
Zmiana art. 233 Kodeksu karnego miała ukrócić fałszywe zeznania świadków-sprawców. Prawo do obrony? Owszem, ale tylko realizowane na podstawie przepisów Kodeksu postępowania karnego. Pozwala on świadkom na uchylenie się od odpowiedzi na poszczególne pytania. Mogą to zrobić, jeśli odpowiedź mogłaby narazić ich na odpowiedzialność za przestępstwo lub przestępstwo skarbowe. A że odmawiając odpowiedzi, mimowolnie wskazują policji obszar, którego się obawiają? Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Co poszło nie tak?
Wszystko. Jak to zwykle bywa z nieprzemyślanymi przepisami, praktyka art. 233 § 1a Kodeksu karnego doprowadziła do rozbieżności w orzecznictwie. Rok 2020 był to dziwny rok: w styczniu Sąd Najwyższy stwierdził, że nowe prawo wiąże i sprawca, który zeznał nieprawdę z obawy przed odpowiedzialnością karną, może być skazany za składanie fałszywych zeznań[4]. A w grudniu orzekł, że osoba przesłuchiwana jako świadek, która złożyła fałszywe zeznania z obawy przed narażeniem się na odpowiedzialność karną, nie popełnia przestępstwa[5]. Bo art. 233 § 1a Kodeksu karnego narusza podstawowe gwarancje procesowe i konstytucyjne.
Impas mógłby trwać w najlepsze, aż w końcu Sąd Najwyższy zdecydował się rozwiać wszystkie wątpliwości. 9 listopada 2021 r. skład siedmiu sędziów z Izby Karnej wydał uchwałę, w której stwierdzono, że świadek, który składa fałszywe zeznania z obawy przed grożącą odpowiedzialnością karną nie popełnia przestępstwa[6]. Musi jednak realizować prawo do obrony. W sentencji uchwały (jak dotąd nie opublikowano jej uzasadnienia) stwierdzono wprost, że prawo do obrony, które wynika z art. 42 ust. 2 Konstytucji RP, nie pozwala skazywać takich osób. Uchwale nadano moc zasady prawnej, co znaczy że powinna wiązać inne składy Sądu Najwyższego.
Roma locuta, causa finita?
No właśnie – powinna. W praktyce jednak nie wiadomo, jak potoczą się jej losy. W składzie, który wydał uchwałę znaleźli się sędziowie, których status jako sędziów SN bywa kwestionowany. W tym roku orzeczenie, które wydał jeden z nich, zostało uchylone przez inny skład Sądu Najwyższego. Stwierdzono, że zostało wydane przez nienależycie obsadzony sąd. Może się więc okazać, że kolejne składy Sądu Najwyższego (obsadzone przez starych sędziów) będą odmawiać stosowania uchwały. Raczej nie pomoże to w uzyskaniu jednolitej praktyki orzeczniczej. W aktualnej sytuacji nie możemy jednak liczyć na nic więcej.
[1] Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. z 2020 r., poz. 1444).
[2] Uzasadnienie rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy – Kodeks postępowania karnego oraz niektórych innych ustaw, druk nr 207, str. 19.
[3] Por. uchwała Sądu Najwyższego z dnia 20 września 2007 r., I KZP 26/07.
[4] Por. postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 15 stycznia 2020 r., I KZP 10/19.
[5] Por. postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 10 grudnia 2020 r., I KK 58/19.
[6] Por. uchwała Sądu Najwyższego z dnia 9 listopada 2021 r., I KZP 5/21.